Sonet IV
Kodeks Napoleona
pierwsza mama z urzędu skupia na sobie uwagę kamerzystów
żądnych sensacji salonu, szukających w misterium ornamentu
bordiur odpoczynku dla oczu zmęczonych czytaniem pisma kodeksu
oddanego wszak z prostego względu kształtem liter jednakowym
słowa drukowanego; do tego, co na świeczniku obramowanie dają
z motywów roślinnych, naturalnie stonowane; czasem himera wychyli
łeb spośród złoceń gąszczu akantu z marginesu geometrycznych
układów scenek rodzajowych z architektury opowieści bajecznych
podań, które listek figowy z drzewka issego w brewiarzu rodzic
nieświadom nożyc na stole pośród wycinanek leżących z papieru
dla upiększenia ścian domu rodzinnego podnosi nieopatrznie
rześki powiew zefiru wskazując palcem na dewizy (czytaj: hasła)
nie herbowe, szlacheckie, rzecz jasna, lecz emblematowe, dawane
klarownymi znakami dla otwarcia oczu (nie: oka!) wtajemniczonych